sobota, 11 marca 2017

Piąte brzęczenie

Pszczelą Łapę obudził donośny krzyk z zewnątrz legowiska. Początkowo miała niemalże niezachwianą pewność, że należy on do jej liderki, Upadającej Gwiazdy, jednak w miarę rozbudzania się traciła ją. Przecież kotki nie mają tak głębokiego i niskiego głosu, prawda? Terminatorka wbiła łapy w piach. Domyślała się, że to zebranie w jej sprawie i właśnie dlatego nie miała zamiaru wychodzić. Gawronia Gwiazda nie odmówi okazji ośmieszenia Klanu Cienia i jego nic nie umiejących uczniów. Powoli wycofała się w jeszcze głębszy kąt nory. Nie wiedziała, co powinna teraz robić - ona, biedna, głupia kotka.
Gwiezdny Klan jednak nie przeznaczył jej do spokojnego ukrywania się w cieniu - zdecydowanie nie. Do legowiska wszedł wielki, umięśniony kot. Jego pysk wykrzywiał grymas niezadowolenia, zupełnie jakby chciał odebrać innym całą przyjemność z życia, w przypadku Pszczółki już nieco wątpliwą.
  - Chodź. - Pszczela Łapa nie była do końca przekonana, czy chce spełniać rozkaz nieznajomego kocura. Ten zamrugał zmieszany i podszedł do niej pogłębiając grymas. - Nie bój się, chodź! Gawronia Gwiazda nie jest taki straszny - próbował przekonywać kotkę.
 - Nie-e. Boję si-i-ię - wymamrotała kładąc uszy po sobie i zawieszając wzrok na łapach.
 - Idź, dziecko. - Z cienia wyłoniła się chuda kotka. Pszczela Łapa przyjrzała jej się, na tyle dokładnie, na ile pozwalało jej skromne oświetlenie. Była to niska, zapewne kiedyś krępa kocica, która widocznie przeżyła już lata swojej świetności. Mimo to nadal można było zobaczyć, że jej lekko spłaszczony pyszczek był ładny, mimo nieco zmętniałego wzroku złocistych oczu, prawdopodobnie spowodowanego licznymi chorobami, które już dawno zaczęły wyniszczać jej organizm. Kościste ciało okrywało rzadkie, długie futro w kolorach bieli i czerni.
Kremowa kotka wzdrygnęła się słysząc nagły atak kaszlu, który pozbawił starszą tchu. Gdy kocica odzyskała panowanie nad sobą westchnęła głęboko patrząc ze smutkiem na przybyłego kocura.
 - Wyjdź, Osobliwy Pysku. Zaprowadzę tę kotkę zamiast ciebie, nie jestem jeszcze na tyle stara, żeby nie dać sobie rady z kociakiem ze skręconą łapą - miauknęła ciepło, patrząc na wojownika z bladymi iskierkami radości w oczach. Ten zmieszany próbował wymamrotać słowa sprzeciwu, jednak świdrujący wzrok pełen radosnego szaleństwa przekonał go do szybkiego wycofania się.
"Pewnie jest kimś bardzo ważnym... może była kiedyś przywódczynią?" pomyślała Pszczela Łapa wstając chwiejnie. "Gromowicze są dziwni." Zmarszczyła czoło spoglądając w stronę biało-czarnej seniorki. "Jak można się bać kogoś tak... chuderlawego? To tylko starsza, nie jest w stanie zrobić większej krzywdy!" Terminatorka natychmiast zganiła się w myślach za takie rozumowanie. Przecież to przeszłość Klanu, te koty widziały więcej niż młodzi i pełni werwy wojownicy.
 - Jestem Jaskółcze Serce. Znaczy... byłam nim, dopóki nie zostałam Płaską Mordką. Ale proszę, zwracaj się do mnie pierwszym imieniem. To przypomina mi lepsze czasy. A teraz, jeśli pozwolisz wyjdziemy razem na zebranie. - Kocica podeszła i położyła swój wyliniały ogon na grzbiecie Pszczelej Łapy, zachęcając ją do wyjścia na zewnątrz nory. Cienisty kociak niepewnie na nią spojrzał i pociągnął nosem.
Jaskółkcze Serce powoli ruszyła do wyjścia na zewnątrz legowiska, a Pszczółka mozolnie podążyła za nią. Z jednej strony nieco bała się seniorki, a z drugiej zdawała się być przyjazna i swoją obroną wobec niej zasłużyła sobie na przyjazne zachowanie i szacunek Pszczelej Łapy. Nie to, że gdyby nie ratunek od Osobliwej Mordki, czy jak tam mówili na potężnego wojownika, starsza nie miałaby od niej jakiejkolwiek atencji!
Z polany, na której odbywało się zwołanie dobiegały głośne miauknięcia, pełne ekscytacji i niecierpliwości, lub znudzenia, oburzenia i wściekłości. Tych drugich było zdecydowanie więcej i z każdą chwilą ich przybywało. Wcześniejszy lekko wywietrzały zapach ziół i kotów zastąpił intensywny smród zdenerwowanych  Gromowiczów.
Gdy Pszczela Łapa wyszła z legowiska medyka większość spojrzeń kotów skierowało się na nią. Po wcześniejszej, jak podejrzewała Cienista, radosnej atmosferze nie pozostała nawet mała jak u myszy kostka. Seniorka poprowadziła ją pod kamienną jamę, której zamglony zarys z wczoraj pamiętała biszkoptowa. Wydawało się jej, że była nieco większa i potężniejsza, niż ta, którą widziała niecały wschód słońca temu. U jej góry usypany był niewielki kopczyk z kamyków, który trzymał się tylko dzięki błocie i mchu, który wyrastał ze szpar pomiędzy kamieniami.
Jaskółcze Serce usiadła pewnie przed górką i poruszyła uchem, dając znać Pszczole, że ma zrobić to samo, co szybko zrobiła. Nie była jednak tak dumna i nie wyglądała tak szlachetnie, jak starsza. Przypominała bezkształtny, dążący z przerażenia worek na kości. Kupkę futra. Takie nic, które można unicestwić jednym dotknięciem wąsa, jednym dmuchnięciem. Albo jednym groźnym spojrzeniem, których teraz miała dookoła bardzo dużo.
- A więc to ty przekroczyłaś naszą granicę. Zdajesz sobie sprawę, że to nie było kilka kroków od Klanu Cienia i lekkie kary już cię nie dotyczą? Kodeks wyraźnie mówi, aby nie przekraczać granic. Masz coś do powiedzenia na swoją obronę? - zapytał jeden z dwóch kotów, które siedziały na kopczyku. Miał szarą sierść z białym podbródkiem i piersią. Biła od niego pewność siebie, niemalże zmieszana z narcyzmem, porywczością i gotowością na martwienie się wszystkim i wszystkimi. Drugim kotem, który siedział na kopczyku był wysoki czarnofutry kot, którego widziała wczoraj w nocy. W przeciwieństwie do szarego w jego oczach odbijało się zmęczenie i obojętność na resztę świata. Jego zainteresowanie sprawą wzrosło jednak, gdy stanęła przed nim Pszczela Łapa wraz z Jaskółczym Sercem. Wyglądał jak znudzony człowiek, który dotąd widział tylko scenę wypełnioną nic nie znaczącymi aktorami, który poza robieniem szumu i przedstawianiem spektaklu bez drugiego dna, by zaraz potem ożywić się na widok pozornie nużącej sztuki, która przekazuje mu nowe wartości. Jednak z całą mocą Pszczela Łapa była gotowa stwierdzić, że w tym momencie nią była ani trochę inspirująca. A przynajmniej mogłaby tak powiedzieć, gdyby wiedziała, kim jest aktor, czym jest przedstawienie oraz spektakl.
- Nie-e - miuknęła cicho, kuląc się jeszcze mocniej i zamykając oczy. - Nie-e, nie ma-am.

niedziela, 12 lutego 2017

Sa-a-amolubny oneshot

›akcja rozgrywa się przed "Firestar's Quest"‹
Czarno-biały kot z lekkim trudem wdrapał się na drewniane ogrodzenie swojego domu. Usiadł wygodnie, o ile było to w ogóle możliwe na czymś tak wąskim, jak jego płot, i nastroszył futro, zapobiegając zbyt szybkiemu marznięciu. Było już dosyć ciemno i zimno, jednak nie na tyle, by jego państwo postanowili, że go nie wypuszczą. 
Zmrużył swoje złote oczy i okręcił łapy ogonem, w oczekiwaniu na swojego dawnego przyjaciela. Od czasów dzieciństwa widział go tylko raz, w dodatku w niewielkim odstępie czasowym od jego odejścia. Co prawda jego miejsce zastąpił inny kot, niezwykle do niego podobny (swoją drogą miał nawet takie samo imię), ale nic nie mogło zastąpić mu  jego pierwszego kumpla z ogrodu obok.
"Najwidoczniej Henryk miał rację - dzikie koty ostrzą sobie pazury na kościach. Teraz nie tylko na zwierzęcych, ale i na tych rdzawych" pomyślał kocur. Wzdrygnął się i wykrzywił pyszczek w grymasie grozy, czując jak chłód strasznych myśli przeszywa jego ciało. "Ale będę dobrej myśli. Może to tylko moja wyobraźnia...?" dodał na pocieszenie samego siebie.
"Ano właśnie. Czemu on w ogóle to zrobił? Czemu mnie opuścił? Czy byłem dla niego złym przyjacielem? Albo po prostu był... (uh, znaczy się jest) samolubem? Egoistą, który myśli o sobie?". Czarno-biały szybko odrzucił tą myśl, starając zrzucić winę na samego siebie. "Nie, nie. To moja wina. Pewnie to przez to, że nie słuchałem gdy mówił o lesie. Mogłem starać się podzielać jego pasję, tak jak on moje... (co z tego, że moją jedyną pasją było i jest jedzenie?) albo był samolubem. Chociaż w sumie... gdybym prosił dłużej, żeby został ze mną zapewne spełniłby moją prośbę. Pamiętam, że miał takie śmieszne ogniki zawziętości w oczach... ogniki zawziętości. Zostawiłby mnie mimo to. Samolub, od siedmiu boleści!" skrzywił się delikatnie i jeszcze mocniej nastroszył czarno-białe futro na karku. To zdecydowanie nie było miłe z jego strony! Żeby tak go zostawić?
Kocur zmrużył oczy jeszcze mocniej, jakby starał się przebić gęstą ścinę drzew, aż do miejsca, w którym teraz mógł podziewać się jego dawny przyjaciel, lub, jak kto woli, kupka jego kości, zniszczona od ciągłego ostrzenia o nie pazurów. Zapewne robi teraz coś ważnego. Przykładowo bezsensownie walczy ze swoimi równie bezsensownymi wrogami z innej bezsensownej społeczności. "KLANY". Phi!
Łaciaty kot powoli wstał i balansując wszedł na ogrodzenie sąsiedniego ogrodu. Tego, który kiedyś należał do Rdzawego, a teraz także należy do Rdzawego, jednak nieco innego. Ten był zdecydowanie fajniejszy. Przynajmniej nie opuszczał nikogo dla lasu!
Kocur zeskoczył z płotu z gracją kuli do kręgli, po czym potoczył się do drzwi domu jego nowego przyjaciela. Przez klapkę dla kotów powoli wyszedł wysoki, smukły kocurek.
- Cześć, Łatku! - zaśmiał się i doskoczył do czarno-białego kota, który uśmiechnął się wesoło i poruszał życzliwie wąsami - Moi państwo sprawili mi dziś nowy drapak! Pokazałbym ci go, ale wiesz, jak będzie. Wyrzucą cię za drzwi i jeszcze ciebie nie będą wypuszczać z domu! A ty, Łatku? O czym tak myślisz? - zapytał przeciągając się. Spojrzał na Łatka zielonymi oczyma, w których iskrzyła radość i chęć zabawy. Jak u starego Rdzawego, a właściwie Ognistej Łapy*.
- Miałem kiedyś przyjaciela, Rdzawy! Był taki jak ty, z charakteru i wyglądu, naprawdę! Uwierz mi, gdyby ktoś postawił was obok siebie, to za żadną, ale to żadną piłeczkę na świecie nie potrafiłbym was rozróżnić. Ale jedna rzecz was różniła: ten dawny przyjaciel miał nietypowe hobby. Rozumiesz? Podczas gdy inni mają spanie, zabawę ze swoim państwem, hasanie po cudzych ogrodach, albo choćby kotki, on miał DZIKIE KOTY. - Rudzielec pokiwał w zaciekawieniu głową. - No, widzisz Rdzawy, ten znajomy dostał propozycję nie do odrzucenia, mianowicie: mógł odejść do lasu i żyć z dzikimi kotami, albo zostać pieszczochem. Roztyć się, jak Henryk, niechspoczywawpokoju, nudzić się i nigdy nie zaznać przygody. Wiesz, wiódł trudne życie, jak ostatnio go spotkałem to był strasznie chudy! Jakby nic od czasu ucieczki od ludzi nie jadł!
 - Spełniał swoje marzenia? Nie sprzeciwiałeś się? - spytał nieśmiało rudy.
 - Trochę się sprzeciwiałem. Wiesz, smutno było bez kogoś do pogadania... - odpowiedział kręcąc lekko głową.
Rdzawy pokiwał łbem, po czym powiedział:
 - W sumie to by było troszkę nie fair z twojej strony, gdybyś jednak go zatrzymał. Tak mi się wydaje. To w końcu było jego marzenie, prawda? To byłoby samolubne z twojej strony. Pewnie byłby nieszczęśliwy żyjąc jako pieszczoszek. A co to za życie, gdy jesteś nieszczęśliwy? - miauknął. Pociągnął nosem patrząc na zawstydzonego Łatka. Czarno-biały kocur spuścił głowę i pomachał nerwowo ogonem.
Rdzawy jednak nie musiał być samolubem. To on nim był.
---
Bardzo krótki oneshot, bo czemu by nie?
---
Smużek aka Łatek (swoją drogą wyszedł mi tutaj na strasznego hipokrytę, prawda?). Czy tylko mi jest troszkę go szkoda? Niby Ognista Gwiazda był kotem z przepowiedni, a jak wiadomo przepowiednie muszą się spełniać, ale... Troszkę mi szkoda Smużka. Mógłby być ciekawą postacią. A co sądzisz TY?
*Przypominam, że Łatek nie wie, że Ognista Łapa awansował na Ogniste Serce i Ognistą Gwiazdę.

Czawrte brzęczenie

byłam pewna, że już to wstawiłam |D
Pszczelą Łapę przeszedł dreszcz grozy. Więźniem? Ciesz się życiem, dopóki jeszcze je masz? A więc tak wyglądają potomkowie Ognistej Gwiazdy wobec innych Klanów. Nie są już najbardziej tolerancyjnymi ze wszystkich kotów. To... okropne! Jak można stać się tak niegodnym Gwiezdnych w nie więcej niż trzy, cztery pokolenia?
Kotka przymknęła oczy czując lekkie szczypanie w oczach, gdy krople krwi spływały jej do oczu. Oto dzieło synów wielkiego Ognistej Gwiazdy!
 - Wstawaj! - zawołał kocur, po czym zdjął z niej łapę i trącił nią w jej łeb. - Idziesz przede mną i nie próbujesz uciec. Nie uda ci się. Tak samo, jak nie uda ci się mnie przekupić, nędzny szpiegu - wypluł z siebie. Czemu wszyscy Gromowi wojownicy kierowali się w jej stronę z takim jadem? Jakby nagle zamiast kotów pojawiło się przed nią stado żmij i starało się ją oślepić plując jej w oczy. Było to niezwykle irytujące i niemiłe.
Pszczela Łapa podniosła się z trudem i stęknęła, gdy jej próby prostego stanięcia zostały brutalnie zniweczone. Jej prawa tylna łapa była obolała, najpewniej nieco uszkodzona przez niewłaściwe stanięcie na niej.
 - Zamknij się i idź! - syknął wojownik popychając ją do przodu. Kotka wymamrotała coś niewyraźnie i utykając ruszyła do przodu. Jak na jej pierwszą walkę poszło jej całkiem umiarkowanie. Żaden z jej braci nie potrafiłby zatrzymać tak silnych ciosów.
"Głupota! Może to dlatego, że nigdy nie weszliby na teren innego Klanu, mysi móżdżku!" miauknęła rozżalonym tonem w myślach.
Czemu nie posłuchała się Zająca? Czemu nie została w Obozie, tak, jak ją o to prosił? Była taka głupia i zaślepiona własnymi sprawami! Tak mocno wierzyła w to, że uda jej się przekonać Gwiazdę innego Klanu, że zaryzykowała własne życie, które mogło w każdej chwili się skończyć. A może po prostu odezwała się w niej chęć przygody, o których z takim zapałem opowiadali jej starsi członkowie Klanu? Nie widziała wtedy ich konsekwencji: koty te były pokryte licznymi bliznami, miały powykręcane kończyny, albo cierpiały na ich brak. Często skarżyły się młodym na bóle stawów, a to, co dotychczas Pszczoła uważała za zabawne nieporozumienia, stawało się zwykłym zanikiem słuchu, lub wzroku.
 - Nie wlecz się tak. Nie chcesz spotkać zmęczonego Gawroniej Gwiazdy. - Kotka niemalże poczuła, jak kocur się wzdryga. Czyli czyjeś zwykłe zmęczenie potrafi przerazić tak groźnego wojownika, jakim był nieznajomy? 
Nim kotka się obejrzała znalazła się w obozie Klanu Gromu. "To niemożliwe! - pomyślała, na przemian mrugając szybko i rozglądając się nieprzytomnym wzrokiem. - Albo ich obóz jest niesamowicie blisko granicy, albo zbyt mocno skupiłam się na bólu".
Szczupły wojownik, który jej pilnował przywołał do siebie strażnika pilnującego wejścia do obozu i nerwowym szeptem zaczął mu coś tłumaczyć. Strażnik pokiwał głową i odszedł do niewielkiej kamiennej jamy, by po chwili wyjść z wysokim kocurem o lodowo-błękitnych oczach i lśniącym, czarnym futrze. Majestatyczny kot przywołał do siebie wojownika, z którym walczyła Pszczoła, a ten niemalże natychmiast znalazł się przy nim.
Strażnik podszedł do terminatorki i prychnął pogardliwie.
 - Do tej pory nie powinnaś żyć. Nie wiem, co napadło Wierzbowego Ogona, że przyprowadził cię tutaj. - Popchnął Cienistą łapą i skrzywił się widząc jak utyka. - Coraz gorzej trenują tam uczniów, za czasów mojego terminowania było lepiej - wymamrotał do siebie. Odprowadził ją pod norę, w której kiedyś prawdopodobnie mieszkały borsuki. Była dosyć duża i solidna.
 - Medyczko! - zawołał niecierpliwie machając ogonem. - Medyczko! Na Klan Gwiazd, jak można się tak powolnie poruszać! Toż to nawet pieszczoszki szybciej drepcą! - nie czekając na pojawienie się uzdrowicielki płynnym ruchem wepchnął tam Pszczelą Łapę, która sturlała się po piaskowym podłożu na sam dół legowiska.
Biszkoptowa zacisnęła mocno powieki tłumiąc płacz. Zwinęła się w kłębek i pociągnęła nosem. Nie do końca rozumiała co właśnie się stało, ale wiedziała, że to na pewno nie jest dobre ani dla niej, ani dla jej Klanu. Gdyby była chociaż trochę mądrzejsza... Czemu składała się tylko i wyłącznie z głupoty i odrobiny szczęścia, która uratowała ją przed utratą wzroku?
 - Uspokój się. Na-ten-tych-miast, smarkulo! - usłyszała chrapliwy głos, najprawdopodobniej należący do starszej kotki. - Że też ta młodzież nie może sobie robić wypraw do, dajmy na to, jeziora! Wtedy nie byłoby takich kłopotów, od razu by się głupie bachory potopiły! Usiądź prosto! Podnieś głowę i się nie trzęś. Nie trzęś się, powiedziałam. Głucha jesteś? - Pszczela Łapa wykonywała polecenia bez najmniejszego sprzeciwu. Kilka razy nie udało jej się powstrzymać pociągnięcia nosem, za co od razu dostawała reprymendę od starszej kocicy.
 - A teraz patrz... Nie, nie, nie otwieraj oczu, to było metaforycznie... i się ucz! Przyda ci się w przyszłości. Bierzesz nagietek, korzeń albo liście łopianu, bez różnicy, i korzeń trybuli. Przeżuwasz, wypluwasz i taką papkę nakładasz na rany. Powinno zniwelować infekcje, ale oczywiście, jak Gwiezdni mocno wzywają, to nawet dziewięć żyć nie pomoże, bo zabiorą. No. A teraz masz, zjedz - miauknęła zadowolona medyczka i wepchnęła do pyszczka Cienistej niezidentyfikowane zioło o gorzkim smaku. Ta przeżuła je niechętnie powstrzymując krzywienie się pyszczka. Roślina była niesmaczna i wchodziła pomiędzy zęby. - To rumianek. Dużo rumianku. Powinien pomóc ci się uspokoić.
Pszczela Łapa nagle przekręciła głowę słysząc głośne pochrapywanie w, jak podejrzewała, kącie nory. Zapewne uczeń tej medyczki, ewentualnie jakiś pacjent.
 - Wypluj zioła i idź spać - mruknęła gromowa kocica. Pszczela Łapa posłusznie wypełniła jej polecenie i położyła się w kącie legowiska.
Ani trochę nie chciała myśleć o tym co zrobiła. Ani trochę nie chciała myśleć o tym co się wydarzyło, oraz ani trochę nie chciała myśleć o panice, jaką wzbudzi, gdy reszta klanu odkryje brak jednego z uczniów. Przyznawanie się do winy było niezwykle męczące, zwłaszcza, gdy i tak na nic nie ma się siły.
Ale w końcu będzie musiała przyznać się do głupoty, jaką popełniła. Kotka obawiała się, że to "w końcu" uderzy niespodziewanie i z pełną siłą, jak łapa borsuka spada na bezbronnego kota.

sobota, 29 października 2016

Trzecie brzęczenie


A jeśli jednak nie? Jeśli to jest zadanie dla niej? Znak od Gwiezdnego Klanu? Pobiegnie do granicy z Klanem Gromu i postara się przekonać patrol do przeprowadzenia jej do ich obozu i powie Gawroniej Gwieździe, żeby nie wszczynał bezsensownej wojny! A może nawet sama pomoże im w kłopotach! A oni z wdzięczności nie wypowiedzą wojny Cieniowi! To z pewnością się uda. Tylko... musi o tym komuś powiedzieć! Może Zajęczej Łapie...?
Pszczela Łapa uśmiechnęła się i sprężystym krokiem popędziła do zlęknionego Szaraka, który siedział przy jednej ze ścian obozu. Z pewnością jej pomoże, a nawet pochwali jej pomysł! Kotka zatrzymała się i przywitała z bratem, po czym opowiedziała o planie. Kocur szerzej otworzył oczy, w których malowała się prośba o to, by był to żart. Słaby, ale żart.
- C-co? - wybąkał powątpiewającym głosem. Gdy zobaczył poważną twarz siostry parsknął śmiechem i starał się powstrzymać od poplucia z wesołości. - Nie, Pszczela Łapo. To nie ma prawa się udać. Po prostu nie może. Miałem nadzieję, że już przeszły ci te kocięce pomysły. Przybierz nieco bardziej realistyczny styl myślenia. Masz pod sobą ponad dwadzieścia wściekłych kotów, którym wmówiłaś, że, przykładowo, zabito im rodzinę. Opanujesz je, jeśli posłuchasz takiego czegoś, jak ja, albo ty? Odpowiedź brzmi...?
- Tak? - zapytała naiwnie kotka. Nadzieja matką głupich, a głupi ma zawsze szczęście.
Kocurek przybrał zadowoloną minę.
- No wła... Czekaj, co powiedziałaś? "Tak"?! Pszczela Łapo! Na Gwiezdny Klan! Rozwścieczony tłum zdecydowanie nie będzie działał pod wpływem rozumu! Oni zabiją najpierw ciebie, później twoją rodzinę, w tym i mnie, a dopiero później będą martwić się o Kodeks Wojownika! Słyszałaś w ogóle o nim?! Nie! Pewnie, że nie! Pszczółko... - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. - Zostań. Proszę. Nie popełniaj głupstw.
Miodowa pokręciła skrępowana łebkiem. Cóż to za życie, kiedy nie przestrzega się tego, co dobre? To takie... głupie! Tak samo głupie, jak to co mówił Zając! Niesprawiedliwe i niemiłe! Dlaczego mieliby ją rozszarpać na strzępy? Pociągnęła nosem i spojrzała w oczy brata.
- Ale Zając! Co, jeśli jednak się mylisz? Może nie są tacy straszni! - krzyknęła machając ogonem ze zdenerwowania. - Ty też dopiero co przestałeś być kociakiem! I już my-yślisz, że jesteś najmądrze-ejszy? Zająąąc! - miauknęła płaczliwym tonem. Czemu nadal traktują ją jak kociaka? Prawdą było to, że terminatorem została dopiero wczoraj, ale należał jej się jako-taki szacunek! Nawet, jeśli jej zdanie było kompletnie bez sensu - a przynajmniej tak myślała młódka.
- Pszczoła! Pszczoła, nie płacz i pomyśl logicznie! Przecież jak tam pójdziesz, to zjedzą cię żywcem! No, Pszczoła! - jęknął błagalnie Szarak. - Widziałaś tego całego Lisie Serce?
- No... No ta-ak - odmruknęła pociągając nosem.
- I był przyjemny? - dopytywał się szarofutry kocur.
- No... No nie-e był. - Pszczela Łapa skuliła się i położyła łeb na łapach. - Ale... Ale to je jestem starszą siostrą, więc mnie po-owinieneś się słuchać, a nie na-a odwrót - dodała patrząc na zdziwionego brata. Zawsze dobry taki argument, niż żaden.
- Bez sensu ten twój argument, wiesz? Niektórzy są mądrzejsi od innych, mimo różnicy wieku. A ta między nami jest zadziwiająco mała. - Zajęcza Łapa uniósł głowę i poruszył wąsami. - Wybacz, ale teraz muszę iść. Ogniste Skrzydło kazała mi do siebie przyjść po posiłku. - Wskazał łapą na niewielki stosik piórek. - Nie polecam jeść srok. Są takie... - skrzywił się, po czym wstał i ruszył w stronę swojej mentorki, która czekała przy wyjściu z obozu.
- Bez sensu... Bez sensu, yhy! Uważaj, jeszcze ci pokażę! - wymamrotała Pszczela Łapa i wydała z siebie fuknięcie, które oddawało w sobie całą irytację i chęć pokazania innym, że jest dobrym członkiem, jakie tylko w sobie miała. Pójdzie do Gawroniej Gwiazdy i poprosi go o zostawienie jej Klanu w spokoju. A on to zrobi. Będzie MUSIAŁ.
~*~
Młoda, miodowa kotka przedzierała się przez chaszcze Cienia. Jedynym, co oświetlało jej drogę była słaba poświata księżyca oraz jeszcze słabsze światło gwiazd. Spojrzała w górę próbując przedrzeć wzrok poprzez korony drzew i uśmiechnęła się błogo widząc Srebrną Skórkę. Klan Gwiazd jej sprzyja, jej prośba zostanie wysłuchana i spełniona. Spuściła wzrok i powróciła do wędrówki. Była już przy samym brzegu lasu, prawie na Ścieżce Dwunogów. Teraz wystarczyło tylko przekroczyć granicę Klanu Gromu i poczekać na jego nocny patrol.
Kotka usiadła na szutrowej dróżce i zaczęła wylizywać futro na piersi. Niedawno przechodziła tutaj grupka Cienistych kotów, w której znajdował się jej tata. Widziała jak wychodzi z obozu i kieruje się w tą stronę. Pewnie cały patrol był teraz na tyle daleko, że nie słyszał żadnych podejrzanych dźwięków z jej strony.
Mijały uderzenia serca pełne bezczynności i nudów. Pszczela Łapa robiła już niemalże wszystko, by zaspokoić swoją żądzę przygód - przypominała sobie, jak działa klan, kto jest najważniejszy i inne informacje zdobyte poprzez kocięce nauki. Starała się nawet liczyć, na ile może wstrzymać oddech, ale i to nie zmiotło nudy. W końcu uniosła się i cichym krokiem przekroczyła granicę.
Przez pierwszych kilka kroków nie zmieniło się praktycznie nic. Ani zapach, ani ukształtowanie terenu, ani też emocje w kotce. W końcu wszystko zaczęło się stopniowo zmieniać. Zapach stał się intensywnie Gromowy, taki sam, jak Lisiego Serca. Drzewa zaczęły się zmieniać z iglastych na liściaste. Jednak największe zmiany poczyniły się w Pszczelej Łapie. Początkowo była spokojna, jednak z czasem coś nie przestawało jej dawać spokoju. Była spięta, zaniepokojona i nadpobudliwa. Zupełnie, jakby robiła coś zakazanego przez sam Klan Gwiazd.
Przez chwilę wydawało jej się nawet, że słyszy, jak coś łamie gałązkę. Odkręciła się nerwowo i nastawiła uszy. Gdy nie zauważyła nic podejrzanego odetchnęła i zaśmiała się nerwowo. Chwilę potem przed nią stanęła wysoka, szczupła sylwetka młodego wojownika, którego oczy dziko błyskały w świetle księżyca.
- Co TY tutaj robisz? - syknął. Jego głos przypominał przecinającą powietrze wierzbową gałązkę. Zwiastował niebezpieczeństwo i zagrożenie, którego terminatorka jak najbardziej chciała uniknąć. - Odpowiadaj! - zażądał. Pszczela Łapa zamrugała zaskoczona i kilka razy otworzyła i zamknęła pyszczek.
- Ja... przyszłam do... Gawroniej Gwiazdy? - odpowiedziała kuląc się. Jej sierść stanęła dęba, lecz nie w geście wrogości, a strachu.
- To pytanie, czy stwierdzenie? - zapytał smagając ogonem na prawo i lewo, niczym rozwścieczony tygrys.
- S...stwie-erdzenie-e. - Po kręgosłupie Pszczółki przebiegł dreszcz. Zajęcza Łapa miał rację. Klan Gromu był niebezpieczny i dziki, a kocur, który stał przed nią tylko to potwierdzał.
- Czy Gawronia Gwiazda o tym wie? - Jego, dotąd przylizane futro, nagle stanęło dęba, jakby sam wyczuł odpowiedź. Wysunął pazury i skoczył się na kotkę, która natychmiast wstała i zamachnęła się łapą, chcąc zmienić tor lotu przeciwnika. Chybiła.
Poczuła, jak po jej pysku przechodzą pazury przeciwnika. Nie na tyle głęboko, by ją oślepić, ale na tyle głęboko, by zostawić blizny. Niewiele myśląc skoczyła na grzbiet kocura i wbiła zęby w jego kark. Wojownik zaczął wierzgać i rzucać się na wszystkie strony. Pszczela Łapa puściła się i potoczyła po ziemi sycząc z bólu, gdy do jej ran wdarł się pył. Po chwili poczuła, że łapa kocura przyciska ją do ziemi.
- Od teraz, aż do momentu wydania rozkazu przez Gawronią Gwiazdę jesteś więźniem Klanu Gromu. Ciesz się życiem, dopóki jeszcze je posiadasz - miauknął zimnym głosem.

sobota, 24 września 2016

Drugie brzęczenie

Ogniste Skrzydło i Traszkowy Ogon odwrócili się, rzucając w stronę swoich terminatorów przeciągłe spojrzenie. Mistrz Pszczółki patrzył na nią ze współczuciem, natomiast nauczycielka Zająca świdrowała go rozczarowanym wzrokiem.
- Tak, jak mówiłem, Pszczela Łapo. Klan Gromu jest agresywny i nieobliczalny, pełen egoistycznych i zbyt dumnych kotów. Tylko dlatego, że kiedyś mieli w swoich szeregach legendarnego Ognistą Gwiazdę - westchnął starszy kocur. - A Klan Cienia traktują najgorzej. Zgadniesz dlaczego? To proste.
- Tygrysia Gwiazda? Ale... Przecież on wcześniej był Gromowiczem! - krzyknęła zdumiona kotka.
- Właśnie! Powinni lepiej wychowywać swoich, tak, żeby ich kociaki nigdy ich nie zdradzały! Ich małe, Gromowe móżdżki wolą zwalić winę na kogoś, niż przyznać się do błędu! - Warknęła Ogniste Skrzydło. - Mówiłam, idziemy! Nie ma czasu do stracenia, musimy coś z nimi zrobić. - Splunęła i pobiegła sprintem w stronę Obozu. Traszkowy Ogon odprowadził ją smutnym wzrokiem, po czym westchnął ciężko.
- Poprzednim razem też się tak zaczęło. Tylko wtedy Grzmiąca Gwiazda o niczym nie wiedział, a po uświadomieniu go, jak rozpuścił swój Klan zdławił tą całą małą rebelię. Ale w końcu i on musiał umrzeć. Teraz Modra Gwiazda zajął jego miejsce, znów się zaczęło. Tylko tym razem ich Dowódca popiera wypady na nasz teren... - miauknął zrezygnowanym tonem. - Trafił ci się dobry, ale porywczy i wymagający mentor, Zajęcza Łapo. Zdecydowanie nigdy nie osiągniesz pełni wymagań Ognistego Skrzydła. Żaden jej terminator nie osiągnął. Chodźmy. Wciąż musimy obejść terytorium, a teraz bardzo się wam to przyda. Niedaleko zaczyna się jezioro. Coś jak duża kałuża.
Szary kocur machnął ogonem w przyjacielskim geście i szybkim truchtem ruszył naprzód. Kotka i jej, nieco urażony słowami mentora Pszczółki, brat popędzili za nim dziarskim krokiem. Chwilę później ukazał im się wielką, wielką, jak to nazwał ją Traszkowy Ogon, kałużę.
- Oh! - krzyknęła cicho Pszczela Łapa widząc tyle wody w jednym miejscu. - To nie jest MAŁE! Żadna kałuża, którą widziałam, nawet ta największa, nie jest nawet w połowie tak duża jak TO! - Podeszła do w miarę czystej, jednak nieco zielonej, wody i zanurzyła w niej łapy. Chwilę potem zauważyła, że robiąc to spłoszyła niewielką ławicę rybek. - Ojej! Też je widzicie? Są takie małe! Tyciutkie! - pisnęła czując podniecenie na widok zwierzątek.
- Nie dość, że tyciutkie, to jeszcze się nimi nie najesz. To nie jest zdobycz, na którą będziemy polować, Pszczela Łapo. Chodźmy dalej - miauknął Traszkowy Ogon.
 - Ale... - wyjąkała młódka, jednak zaraz zamknęła pyszczek widząc nieznoszący sprzeciwu wzrok mistrza. - Idę...
Chwilę potem usłyszała donośny wrzask zapowiadający pojawienie się szylkretowej kotki. Wściekły wyraz pyska i zwężone źrenice oczu nie zapowiadały nic dobrego.
"Tak naprawdę brakowało jej jeszcze śliny toczącej się z pyska i byłby idealny przykład Gromowicza" pomyślała Pszczółka.
 - Zajęcza Łapo! Twoja mentora kazała ci chyba z nią iść?! A ty, Traszkowy Ogonie?! Do ciebie też mówiłam. Chodźcie - warknęła nerwowo machając ogonem. - Zapominasz się.
Mentor kotki najeżył się i syknął. Szylkretka nie zwróciła na to jednak uwagi i popychając łapą biednego brata Pszczelej Łapy warczała obelgi w niewiadomą stronę. Gdy młody kocur zrozumiał, że ma zacząć biec, a kotka oddaliła się Traszkowy Ogon zniżył głowę i mruknął kilka nieprzyjemnych słów.
 - Właśnie przybyła nasza zastępczyni. Poznaj Spienioną Mordkę. Imię iście adekwatne do charakteru. Chodźmy. Może nie dostaniemy karnego zmniejszenia porcji żywności - mruknął niechętnie i nie czekając na zielonooką ruszył truchtem w stronę obozu Klanu Cienia.
Kotka wyszła z wody znów płosząc rybki, po czym udała się za mistrzem. Do ociekających wodą łap przylepił się piasek, który nieudolnie próbowała strząchnąć w biegu. Po kilku próbach dała za wygraną, jednak nadal krzywiła się przy każdym kroku. Fuj.
Chwilę potem kotka zobaczyła obóz Cienistych, z którego wydobywały się krzyki pełne oburzenia i złości. Czyżby Ogniste Skrzydło już zdążyła powiadomić wszystkich o incydencie z Lisim Sercem? Najwyraźniej tak.
- Upadająca Gwiazdo! Klan Gromu coraz śmielej przekracza nasze granice, a ty to ignorujesz! - krzyknęła Spieniona Mordka, gdy tylko Pszczółka weszła do obozu. - Jeśli nie wierzysz wojownikom mojej krwi może zaufasz terminatorom, którzy niedawno przybyli! Idealny kociak stoi przed tobą, widzisz? - Kocica machnęła ogonem w stronę zdezorientowanego Zająca, jednocześnie cały czas patrząc w oczy przywódczyni. - Dalej kociaku. Mów.
- No... no więc... - zająknął się Szarak, po czym trzepną nerwowo ogonem.
- Zajęcza Łapo, nie potrzeba mi wyjaśnień z twojej strony. A tobie, Spieniona Mordko radzę uważać na słowa. Własne i te, które ktoś kieruje do ciebie - warknęła. - Mówiłam ci, że wyjaśnimy to na zebraniu. Zebranie uważam za zakończone. Rozejdźcie się. - Machnęła ogonem, po czym zeszła ze skały i podeszła do Spienionej Mordki.
 - Traszkowy Ogonie, Pszczela Łapo. Chcę z wami pomówić - miauknęła, po czym weszła do małej nory znajdującej się niedaleko Wysokiego Kamienia.
Kotka spojrzała niepewnie na mistrza. Szary kocur pokiwał głową, po czym ruszył dumnym krokiem w stronę legowiska przywódczyni, a terminatorka za nim.
Jeszcze nigdy nie była w tak dziwnym miejscu, jak to. Ze sklepienia wystawały korzonki, a ziemia była zimna, trochę wilgotna. W kącie leżało posłanie z mchu i piórek. Prawie jak normalne legowisko, tylko, że pełne błota i robaków.
 - Traszkowy Ogonie, dobrze wiesz, że Spieniona Mordka jest najbardziej terytorialnym kotem w Klanie... Często traktuje zwykłe przekroczenia granicy choćby jedną łapą, jako celowe. Sądzi, że to atak na naszych wojowników i na naszą dumę. Dlatego chciałabym się dowiedzieć... Czy Lisie Serce naprawdę przeszedł na nasze terytorium? - zapytała zmęczonym tonem. Gdy wojownik pokiwał głową kontynuowała swoją wypowiedź:
 - Znam Lisie Serce i wiem, że jest to jeden z najbardziej pokojowych kotów z Gromu. Jeśli celowo przekroczył naszą granicę, to w jego Klanie naprawdę musi się źle dziać. Albo Gawronia Gwiazda jest tak dobrym dyplomatą i ma niesamowity dar przekonywania, albo robaki namieszały w ich umysłach - westchnęła. - Pamiętacie Dzwonkową Łapę? Zdecydowanie nie był świadom swoich czynów. Widziałam wielkie niezrozumienie i zdezorientowanie w jego martwych oczach. Moje obawy potwierdził też Lodowe Cięcie. Jest bardzo dobrym medykiem, nie mam powodów by mu nie ufać.
Pszczela Łapa machnęła ogonem. Czemu to wszystko było takie dziwne i skomplikowane...? A może to ona była tak głupia i niedoświadczona, że nie widziała prostych znaków? A może problem leży na wyciągnięcie łapy, tylko szuka za głęboko?
 - Upadająca Gwiazdo? A może po prostu brakuje im zwierzyny? - zapytała nieśmiało.
 - Nie, Pszczela Łapo. To wykluczone. Jest środek pory zielonych liści, wszędzie jest pełno zwierzyny. Klan Gromu dzieli z nami ten sam las, to nie możliwe, żeby nagle wszystkie myszy i ptaki uciekły do naszej części - miauknął zamyślonym głosem Traszkowy Ogon. - Idź do Zajęczej Łapy, macie odwołany trening.
Piaskowa posłusznie wyszła z nory mrużąc oczy i wyciągając pyszczek w stronę słońca. To sprawa dla mądrzejszych kotów, powinna przestać nad tym myśleć.
---
A więc drugi rozdział! Pisany nieco na siłę, więc koniec może wydawać się trochę nijaki, ale dobrze, że chociaż jest! Co wydarzy się na zebraniu Klanów? Już niedługo! :D
~Burzyk

piątek, 23 września 2016

Pierwsze brzęczenie

   Pszczela Łapa w kilku długich susach dogoniła Traszkowego Ogona. Szary kocur wyprzedził ją o kilka długości lisiego ogona, gdy ta starała się upolować swoją pierwszą zdobycz. Bezskutecznie. Motyl, który zapuścił się wyjątkowo daleko w las poderwał się uderzenie serca wcześniej, niż zaatakowała go piaskowa kotka, która rozczarowana trzepnęła ogonem.
   Pszczółka wyrównała swój krok z krokiem mentora i pomiędzy głośnymi wdechami i wydechami zadawała mu pytania.
– Gdzie teraz idziemy? Na granicę z innym Klanem? Mama mi mówiła, że są cztery, ale ja myślę, że jest ich pięć. Bo jeszcze Gwiezdny Klan, prawda? Czy będę mogła pójść na następne Zgromadzenie? A moi bracia? To chyba ciekawe, być na takim Zgromadzeniu? A... – nie dokończyła następnego pytania, ponieważ Traszkowy Ogon, przytłoczony już nieco ilością słów, które wydobywały się z pyszczka kotki, przerwał odpowiadając na nie po kolei.
– Tak, idziemy na granicę z Klanem Gromu*. Upadająca Gwiazda powiedziała, aby podwoić patrole, które pilnują tej granicy, Gromiacy coraz mniej ukrywają się z przechodzeniem na te tereny. Co do ilości Klanów, starsi opowiadają, że jest ich sześć, wliczając w to Gwiezdnych. Ale to później. Zgromadzenie, mówisz... Każdy świeżo mianowany uczeń przychodzi na najwcześniej odbywające się zgromadzenie, a w twoim przypadku będzie to... Za dwa wschody słońca? Chyba tak. W każdym razie, masz szczęście. Ja musiałem czekać cały księżyc. – Miauknął zwalniając krok.
   Dwa koty dotarły do Grzmiącej Ścieżki dwunogów, która już niedługo zostanie coraz częściej odwiedzana przez potwory Dwunogów oraz samych Bezwłosych. Na razie było w miarę spokojnie - szutrowa droga była używana w tym sezonie tylko kilka razy, przynajmniej według Cienistych patroli.
– Wojownicy mają dziś mniej zadań, dzięki nam. Terminatorzy i ich mentorzy odbywają za nich popołudniowe i wieczorne patrole. Niedługo powinien dołączyć do nas jeden z twoich braci, podczas gdy dwóch kolejnych przejdzie granice przeciwną stroną. – Wyjaśnił kocur. Właśnie wtedy, jak na komendę zza krzaków wybiegły dwa koty. Jeden z nich był wyjątkowo wysoki, a jego białe futro było poprzecinane nieco ciemniejszymi, szarymi pręgami. Drugi był niski, miał jasną, szylkretową sierść.
   Zajęcza Łapa i Ogniste Skrzydło! pomyślała z zadowoleniem. Podbiegła do wyższego kocurka i potarła o niego głową, a ten odwzajemnił jej gest. Tak naprawdę to musiał, w końcu to jej brat!
 – Hej, Szarak! Witaj, Ogniste Skrzydło. - Przywitała się grzecznie wracając na miejsce obok Traszkowego Ogona. Denerwowały ją koty, które nie były grzeczne wobec starszych. To niemądre! Przecież one żyły o wiele dłużej i wiedzą o wiele więcej.
 – Witaj, Pszczela Łapo. - Odmiauknęła Ogniste Skrzydło i ze zbolałą miną spojrzała na mentora kotki, po czym pochyliła głowę w geście przywitania. – Traszkowy Ogonie. Powiesz mi może, czemu Upadająca Gwiazda zawsze daje mi uczniów wyższych ode mnie? To troszkę niesprawiedliwe.
   Kocur uśmiechnął się na to i odwzajemnił powitanie szylkretki. Porzucił zamiar powstrzymywania się przed niegrzeczną, aczkolwiek przyjacielską odpowiedzią i machnął ogonem.
 – Bo jeszcze się taki kot nie urodził, Ogniste Skrzydło. Chodźmy pokazać naszym nowym terminatorom włości naszego Klanu.
   Kocica prychnęła i ruszyła kłusem przed siebie. Starszy kocur poczekał kilka chwil, po czym do niej dołączył, jednak dwoje małych, ciekawych świata kociaków wciąż siedziało na szutrowej drodze wpatrując się w swoich mentorów jak w jeża ze skrzydłami.
 – Kto pierwszy, ten bierze większą zdobycz ze stosu! – zaproponowała Pszczela Łapa podnosząc się. Nie czekając na osłupiałego brata wystrzeliła w kierunku Traszkowego Ogona.
    Starała się nie przejmować tym, że drobne kamyczki kuły ją w delikatne, jeszcze, poduszki łap. Zamknęła oczy rozkoszując się zimnym powiewem wiatru, który rozwiewał jej kremowe futerko. W Porę Zielonych Liści zawsze było ciepło (a przynajmniej tak słyszała), jednak nawet cienka, rzadka sierść kotki nie chroniła jej przed nieznośnym gorącem.
   Gdy otworzyła oczy ze zdumieniem stwierdziła, że jej, zwykle dość powolny, brat ją przegonił. Ze wszystkich, naznaczonych nadzieją i desperacją, sił starała się wyprzedzić Szaraka, który z pewnością wolałby, żeby nazywała go Zajęczą Łapą.
 – Wygrałem! – Zawołał podbiegając do Ognistego Skrzydła. Kotka zwolniła i dołączyła do trójki kotów.
 – Tylko dziś... Jutro nie masz szans. – Burknęła strosząc sierść.
 – Nie tylko Zajęcza Łapa nie ma szans. My również, jeśli chodzi o polowanie. Swoim nieostrożnym zachowaniem spłoszyliście każdą mysz i każdego ptaka w najbliższej okolicy. – Skarciła ich mentorka Szaraka.
 – Wasza Cienista mentorka ma rację. Klan Gromu nie może tolerować celowego płoszenia zwierzyny z naszych terenów, pomiocie Tygrysiej Gwiazdy! – Nagle z krzaków wyszedł potężny kot, który swoim wyglądem odstraszyłby niejednego psa. Wypluł słowa z pogardą, a jego wzrok mówił, że ego, które w sobie nosił z pewnością była większe niż mądrość.
 – Lisie Serce! Dobrze wiesz, że te dwa kociaki dopiero co wyszły ze żłobka, a wasi ucznio... – Zaczęła Ogniste Skrzydło strosząc sierść.
 – W takim razie dlaczego nie nauczyliście ich, że zwierzyny Klanu Gromu się NIE PŁOSZY?! - warknął wielki kocur unosząc się na palcach i unosząc srebrzystą sierść na karku. – A nasi terminatorzy nie mają nic wspólnego z tymi... z tymi przeklętymi pieszczoszkami, które trzymacie w kociarni! Upadająca Gwiazda powinna się jak najszybciej dowiedzieć o tym, co wyprawiają wasze wypłosze! Żądam delegacji do waszego Dowódcy. – Miauknął tonem nieznoszącym sprzeciwu.
   Pszczela Łapa wytrzeszczyła oczy słuchając herezji wielkiego wojownika. Czemu Klan Gromu jest taki nietykalny?! Był jakiś lepszy? Mocniejszy?
 – Lisie Serce wracaj na swoje terytorium! Przekroczyłeś już niejedną granicę taktu i właściwego zachowania, ale tego jest za dużo! Upadająca Gwiazda ma się dowiedzieć co robimy MY?! Może w takim razie TY przekażesz Gawroniej Gwieździe, że jej terminatorzy pozwalają sobie na zbyt wiele! Wiesz, jak zginął Dzwonkowa Łapa?! Próbując zabić jednego z nas, przy naszym Obozie! Wracaj na swój teren, pyszałku, albo pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś! – Syknął Traszkowy Ogon napinając mięśnie.
   Lisie Serce warknął w odpowiedzi i nerwowo zaczął ruszać ogonem.
 Cztery koty, z czego dwa to niedoświadczone mysie móżdżki, a dwa to szanowani wojownicy. Pomyślał oceniając sytuację.
 – Następnym razem, pomiocie Tygrysiej Gwiazdy. – Warknął kłapiąc zębami w stronę Pszczółki. – Następnym razem, pomiocie Tygrysiej Gwiazdy nie będę się wahał. Przybędą inni.
   Odwrócił się i dumnym krokiem wszedł na terytorium własnego, Gromowego Klanu, zostawiając za sobą zapach gniewu.
 – Chodźmy do obozu. Wasi bracia z pewnością dadzą sobie radę sami. – Powiedziała sztywno Ogniste Skrzydło.
---
Kopiowania Brzęków z Wattpada ciąg dalszy! Poza tym, wiedziałeś, że przestałam lubić Klan Gromu? Cień jest lepszy, bo zawsze dostawał po, przepraszam, dupie. Co to oznacza? Tak naprawdę nic, ale... #TEAMCIEŃ! 
~Burzyk

Próby brzęczenia

   Światło wschodzącego słońca powoli budziło swoimi promieniami tereny Czterech Klanów, a wraz z nimi ich mieszkańców. Wiele ptaków, które zostały zbudzone nieco wcześniej zaczynało poranne śpiewy, małe zwierzątka znów rozpoczynało poszukiwanie pożywienia, a koty wychodziły z najróżniejszych dziur, by przygotować się do codziennego przetrwania. Albo tak jak Pszczela Łapa mogły bez skrępowanie wchodzić do legowiska wojowników i z ekscytacją patrzyć na swojego nowego mistrza, Traszkowego Ogona.
   Był to niski, zwinny kocur o dymnej, krótkiej sierści, nieco dłuższej na grzbiecie, która na brzuchu i od wewnętrznej stronie łap oraz ogona przechodziła w jasną szarość. Prócz tego jego futerko pokryte było ciemniejszymi cętkami. Kotka nie zapamiętała koloru jego oczu, ponieważ, powiedzmy sobie szczerze, na ceremonii nadania jej nowej rangi była zbyt podekscytowana. Słyszała, że był kiedyś mentorem Trzcinowej Łapy, córki Upadającej Gwiazdy, która zmarła niedługo przez nadaniem jej rangi wojownika. 
   Ona sama nie była jakaś szczególna. Zrodzona z pierwszego miotu Czarnej Bryzy, która na przekór losowi była biała, oraz Czerwonego Pyska, którego imię idealnie pasowało do jego ognistorudej sierści, którą przecinały ciemniejsze pręgi. Miała trzech braci i tylko braci.  W dodatku wszyscy byli spokojni i kierowali się raczej umysłem, podczas gdy mała, samotna Pszczółka była dosłownie wszędzie, kierując się emocjami. Fakt, to ją wyróżniało na tle miotu, jednak jak każde kocię z jej miotu miała jasne, rzadkie i długie futerko oraz zielone oczy. W jej przypadku był to biszkoptowy odcień poprzecinany nieco ciemniejszymi pręgami.
Szczęśliwie nie musiała się już rozwodzić nad swoją płaskością na tle Klanu, bo niski wojownik właśnie wybudził się ze snu. Zaślepiona własnymi myślami nie zauważyła, jak jej mentor przeciąga się i siada naprzeciwko niej zaczynając poranną toaletę.
- Witaj, Pszczela Łapo. - Miauknął głębokim głosem. - Co cię tu sprowadza? Tak spieszy ci się zacząć trening? A może nie chcesz dać szans swoim braciom na szybsze zostanie wojownikiem? - Kontynuował rozbawionym głosem. 
   Ah, tak. Pszczółka za żadne skarby świata nie dałaby ukończyć swojemu rodzeństwu treningu na wojownika szybciej, niż ona. Ależ  to byłby wstyd! Opowiadała już o tym Traszkowemu Ogonowi, gdy była kociakiem, jednak widocznie nie był ona tak zajęty, jak to wydawało się kotce wcześniej.
- Tak, Traszkowy Ogonie, chciałabym jak najszybciej rozpocząć trening. Oraz nie, Traszkowy Ogonie, jestem pewna, że nadal to ja zostanę wojownikiem pierwsza, niezależnie od szybkości treningu. - Odpowiedziała szybko, wpatrując się w pysk mistrza. Oh, oczywiście, jak mogła zapomnieć? Jego oczy są niebieskie.
   Kocur przerwał toaletę i spojrzał na uczennicę ze zdziwieniem wymalowanym na pyszczku.
- Nadal nie porzuciłaś tego pomysłu? Więc chodźmy! - Zaśmiał się i wstał podążając do wyjścia z Obozu Cienistych ciągnąc za sobą ogon w postaci małej, piaskowej kotki.
---
A więc mamy kontynuację nieskończonych Kluczy do lasu! HURA! Tak dużo oklasków, tak dużo pisków! Brzęczące Słowa są powiązane z KdL, jednak można je czytać oddzielnie, więc jeśli wcześniej czytałeś (będę się zwracać w 2.os. formie męskiej, bo CZŁOWIEK) wcześniejszą część, nawet jeśli nie była dokończona, to nic się nie stało. Mam nadzieję, że starzy czytelnicy (nowych też zapraszam) jakimś cudem tu trafią... Nie oczekujmy cudów, prawdopodobnie wszyscy się na mnie obrazili!
~Burzyk